„Listopadowe wspomnienie”

(…) „I tak przechodzą pokolenia. Nadzy przychodzą na świat i nadzy wracają do  ziemi, z której zostali wzięci. Zatrzymaj się to przemijanie ma sens… ma sens… ma sens… napisał w” Tryptyku Rzymskim”Karol Wojtyła. Sens przemijania najdobitniej ukazują pierwsze dni listopada, kiedy smutek przeplata się z wiecznością, a żal z nadzieją. Kiedy uświadamiamy sobie prawdę, iż Bóg nie po to stworzył człowieka, by zabrać mu życie, ale po to, by mu je dać na zawsze, jako największy prezent. Śmierć to tylko część naszego życia, to Siostra  nasza, to droga do Ojca, to brama do nowego życia. Istnieje bowiem Ktoś, kto dzierży losy tego przemijającego świata, ktoś kto ma klucze śmierci i otchłani” pocieszał i nauczał   Święty Jan Paweł II. Życia nie można cofnąć. Można je jedynie naprawić. Byle nie było za późno. Dlatego powinniśmy tak żyć, by pozostały po nas dobre czyny i dobra pamięć, jak po bohaterskich kapłanach-proboszczach naszej  kobylańskiej parafii, którzy zachowali się jak trzeba.
Odwiedzając nasz parafialny cmentarz natkniemy  się na  pomnik śp ks. Antoniego Majewskiego, który zaledwie po rocznej posłudze w naszej parafii w wieku 40 lat umiera  na tyfus.

Na szczęście w lipcu 1907 roku do osieroconych owiec  Pan posyła nowego duszpasterza księdza Leona Kruszynę. Ten pełen zapału kapłan postanawia natychmiast zminimalizować panujący analfabetyzm, a na terenie parafii tworzy pierwsze szkoły. Zakłada Ochotniczą Straż Pożarną. Pracuje na polach pracy społecznej w Kółkach Rolniczych, a widocznym owocem tej pracy był pięknie rozwijający się sklep prowadzony przez jego rodzoną siostrę. Zakłada  Kasy Stefczyka, które funkcjonują w naszej Ojczyźnie do dnia dzisiejszego. Organizuje i prowadzi młodzieżową orkiestrę – uwiecznioną na tej  fotografii.

Niestety mimo wielkich i ambitnych planów zarażony tyfusem umiera 21 maja 1920 r. Jako wotum wdzięczności i pamięci parafianie w 2018 r. ufundowali mu nowy nagrobek, który widzimy na zamieszczonym zdjęciu.

Pora, aby wspomnieć kolejnego Kapłana księdza Stanisława Kołodzieja. Na pamiątkowej tablicy wmurowanej w naszej Świątyni czytamy: „Błogosławieni, którzy cierpią prześladowanie dla sprawiedliwości, albowiem do nich należy Królestwo Niebieskie (Mt. 5,10).To oddany duszpasterz, administrator naszej parafii w latach 1939-1941. Aresztowany przez gestapo za działalność niepodległościową. Zmarł, jako męczennik w obozie w Dachau 17  grudnia 1942 r. Warto tu wspomnieć, iż Jego przewodnikiem duchowym na drodze do kapłaństwa był ks. Jan Balicki rektor przemyskiego seminarium-dziś błogosławiony. Ksiądz Stanisław Kołodziej, jako gorliwy patriota dawał na plebani schronienie partyzantom, przechowywał i przemycał polskich oficerów przez potajemne górskie przejścia do Austrii i Czech. Prowadził podziemny nasłuch radiowy i koło ministrantów. Nie uciekł, nie stchórzył, kiedy ostrzeżono Go, iż Niemcy idą Go aresztować. Trwał ze swoimi owcami do końca, jak Boży atleta, jak bohater, aż po męczeńska śmierć. Kapłan, który w jednej linijce własnego serca męczeńska krwią wypisał słowa: BÓG. HONOR. OJCZYZNA. Bogu niech będą dzięki, iż ten niezłomny kapłan 19 października 2019 roku stał się patronem naszej kobylańskiej szkoły. To zaszczyt i duma mieć na sztandarze Orła Białego i męczennika za prawdę i niepodległość Ojczyzny. Ale, czy potrafimy być wdzięczni i naśladować Go w swoim życiu? Oto jest pytanie szczególnie do ludzi  młodych.

15 maja 1941 r. nowym administratorem naszej parafii zostaje kolejny niezłomny kapłan ks. Piotr Moch, który zaraz po przyjeździe, nawiązuje współprace z konspiracją niepodległościową przyjmując pseudonim „Brat”. W tym czasie plebania stała się miejscem spotkań kierownictwa konspiracji akowskiej. Ukrywał partyzantów, opiekował się rannymi w tajnym punkcie sanitarnym na plebanii, jak również zaprzysięgał wstępujących do podziemnej organizacji. Podczas jednej z niemieckich obław przy pomocy kościelnego wyniósł chorych żołnierzy na wieżę kościelną. Na szczęście, podczas jednej z rewizji mieszkania księdza Piotra Niemcy nie znaleźli karabinów, które podwieszone były pod  łóżkiem, jak też w plebańskiej stodole pod słomą nie znaleźli  schowanych skrzynek wypełnionych  granatami z alianckiego zrzutu. Współpracował z rodziną Sulimirskich, którzy byli właścicielami kobylańskiego dworu, a nadto też zaangażowani byli w działalność konspiracyjna. Ksiądz Moch organizował również pomoc medyczną podczas walk frontowych sowiecko -niemieckich w 1944 r. Ten niezłomny kapłan także po wojnie wspierał żołnierzy konspiracji antykomunistycznej za co był inwigilowany i rozpracowywany przez władze bezpieczeństwa. W tym miejscu należy dodać, iż jego przyjacielem był ks. Władysław Findysz proboszcz z Nowego Żmigrodu, a dziś pierwszy błogosławiony męczennik komunizmu w Polsce. Ksiądz Moch kierował naszą parafia przez 20 lat. Dbał o wystrój kościoła, odbudował wieżę zniszczona przez Niemców, postarał się o dwa nowe dzwony. Wzorcowo też prowadził gospodarstwo rolne, sad i pasiekę, a swoją wiedzą chętnie dzielił się z parafianami. Jego praca, modlitwa i wzór życia kapłańskiego wzbudziły powołanie do kapłaństwa ks. prof. Władysława Głowy, który wzrastał pod opieką ks. Piotra.

Po lewej na środku w sutannie kleryk Władysław Głowa, a po prawej ks. Piotr Moch

Niestety mimo wielkiego oporu parafian w wyniku żądań władz komunistycznych musiał opuścić swoją owczarnię, co miało miejsce 13 października 1961 roku. Można sobie tylko wyobrazić ból i rozpacz tych, którym towarzyszył przez 20 lat jako ojciec, brat, przyjaciel, niezłomny kapłan-rycerz Chrystusa.
Następcą księdza Mocha zostaje ks. Józef Słysz, którego duszpasterzowanie przypada w wyjątkowym okresie życia kościoła, kiedy to obraduje Sobór Watykański II 1962-65, a Ojczyzna nasza przeżywa 1000-lecie Chrztu Polski, oraz Wielką Nowennę 1957-66.Nasza świątynia w tym czasie tętni życiem-jest rozmodlona i rozśpiewana, bo proboszcz Józef z gorliwością do tego zachęca i prowokuje wychodząc do wiernych przed każdą Msza Świętą, aby uczyć pieśni, co jako malutka wtedy dziewczynka mogłam widzieć   i słyszeć. To było piękne i wzruszające. Ze smutkiem żegnamy księdza Słysza którego  miejsce w 1968 roku zajmuje ksiądz proboszcz Jan Barć – o przydomku  „budowniczy”. Zaraz po objęciu parafii rozpoczyna remont plebanii, dwukrotnie zostaje  odnowiona polichromia wewnątrz świątyni, dokonuje  remontu zabytkowych organów, założona zostaje nowa instalacja elektryczna, grzewcza instalacja gazowa, miedziana blacha na dachu kościoła, jak również zostają odnowione  zewnętrzne  tynki świątyni, wykonane ogrodzenie wokół cmentarza i wybudowana „emerytówka, oraz kościoły – kaplice w Draganowej i Makowiskach. Ksiądz kanonik Jan żył i pracował w trudnych czasach komunistycznych nękany pogróżkami i wezwaniami do urzędów mimo wszystko nie poddawał się i mężnie trwał na kapłańskim posterunku. 15 sierpnia 1997 roku odszedł na emeryturę i zamieszkał w swoim domku służąc pomocą nowemu proboszczowi. Odszedł do Pana 1 sierpnia 2002 roku i spoczął na kobylańskim cmentarzu. Na Jego  pomniku zapisana została ostatnia kapłańska prośba :”Proszę was bracia… abyście mnie wspierali waszymi za mną modlitwami do Boga (Rz 15,31).”
Ci Niezłomni Kapłani poważnie traktowali swoje kapłaństwo – nie uciekli od krzyża bowiem żyli jak święci, żyli z Bogiem i wierzyli Jego Opatrzności. Na szczęście w  niebie nie trzeba im respiratora, bo tam oddycha się wiecznością i miłością widząc Jezusa bez żadnej zasłony.
Nam zostało z nadzieją patrzeć w niebo, bo przecież wierzymy w życie wieczne.
Dlatego drogi bracie, droga siostro „nie pytaj co masz robić, pytaj co cię ożywia? Bo dzisiaj Kościołowi potrzeba ludzi żywych. Pomylisz się – trudno. Bo rzeczą ludzką jest błądzić” – to rada śp pięknego  kapłana ks. Piotra Pawlukiewicza. Kochani Kapłani módlcie się za nami, którzy pozostajemy w drodze. Módlcie się za Polską, aby była Chrystusową. Amen.

Serdeczne podziękowania dla pani Marii za kilka słów wspomnienia oraz fotografię.